Komisja Europejska ponad rok temu przedstawiła projekt rozporządzenia Nature Restoration Law dotyczącego odbudowy zasobów przyrodniczych Unii Europejskiej. Jego celem jest odbudowa europejskich terenów podmokłych, rzek, lasów, użytków zielonych, ekosystemów morskich i gatunków, które je zamieszkują. Projekt zakłada, że do 2030 r. co najmniej 20% lądów i mórz UE, a do 2050 r. – 100% zdegradowanych ekosystemów ma zostać poddanych działaniom naprawczym. To jeden z filarów Europejskiego Zielonego Ładu i element długofalowej strategii, która ma chronić różnorodność biologiczną w UE.
– Rozporządzenie Nature Restoration Law jest odpowiedzią na dwa bliźniacze kryzysy, czyli kryzys klimatyczny i kryzys różnorodności biologicznej, które napędzają się wzajemnie i są dwoma głównymi zagrożeniami dla stabilnej przyszłości naszego kontynentu. To jest kompleksowa, wielkoskalowa próba odbudowy europejskiej przyrody ze szczególnym uwzględnieniem tych ekosystemów, które są istotne dla walki ze zmianami klimatu, ale i dla budowania dobrobytu europejskich społeczeństw – tłumaczy Marta Klimkiewicz z Fundacji ClientEarth – Prawnicy dla Ziemi.
Rozporządzenie nie nakłada na kraje obowiązku odbudowania ekosystemów do 2030 r., jedynie objęcie ich do tego czasu działaniami z zakresu odbudowy przyrody. Jak wskazuje ekspertka, to realistyczny harmonogram, ponieważ państwa członkowskie UE będą mieć jeszcze dwa lata, żeby opracować i przedstawić KE tzw. krajowe plany renaturyzacji. – Dopiero wtedy każde państwo członkowskie UE będzie mieć szczegółowy plan na to, jak realizować cele tego rozporządzenia. To zostawi nam raptem cztery lata do 2030 r. A trzeba pamiętać, że odbudowa ekosystemów będzie wymagać bardzo dużo czasu. Właśnie dlatego cel ogólny tego rozporządzenia został skonstruowany tak, że mówi o wdrażaniu działań, a nie o osiągnięciu wszystkich efektów do 2030 r. – wyjaśnia Marta Klimkiewicz. – To jest ważne, bo zmiany klimatu nas nie oszczędzają, ale żyjemy w zmieniających się czasach i nałożenie na państwa członkowskie obowiązku osiągnięcia tych wszystkich, ambitnych celów do 2030 czy nawet 2050 r. mogłoby być trochę demotywujące. Natomiast skonstruowanie prawa w ten sposób, że ono nakłada obowiązek podjęcia pewnego wysiłku – realnego i mierzalnego – może odnieść lepszy skutek – dodaje.
– To rozporządzenie ma być gamechangerem, jeżeli chodzi o renaturyzację europejskiej przyrody. Do tej pory każde państwo członkowskie samo osobno skrobało tę rzepkę, działało lokalnie i nie zawsze w sposób skoordynowany. Tutaj mamy szansę, żeby kompleksowo poprawić stan naszych ekosystemów. Rozporządzenie nie bez kozery jest nazywane najbardziej ambitnym aktem prawnym dotyczącym ochrony przyrody od czasów tzw. dyrektywy siedliskowej – wskazuje Marta Klimkiewicz.
Według danych przytaczanych przez Fundację ClientEarth obecnie w UE aż 81% chronionych siedlisk przyrodniczych oraz 63% chronionych gatunków ma nieodpowiedni lub zły stan tej ochrony. W Polsce stan zachowania przyrody też jest alarmujący – tylko dla 20% siedlisk przyrodniczych i ok. 36% gatunków chronionych określono stan zachowania jako dobry. – To może być np. doskonała okazja do tego, żeby przyjrzeć się naszym rzekom i tym, co je przegradza. Na polskich rzekach stoi obecnie kilkanaście tysięcy różnych barier. W myśl Nature Restoration Law będziemy musieli je zinwentaryzować i zastanowić się, które z nich nadal są nam potrzebne, a które są swego rodzaju historycznymi zaszłościami i czy przypadkiem nie byłoby korzystniej – ze względów przyrodniczych, społecznych i ekonomicznych – niektóre z tych obiektów zwyczajnie rozebrać i przywrócić rzekom ich naturalny, swobodny przepływ – wyjaśnia ekspertka. Drugim ważnym obszarem odbudowy przyrody w Polsce powinna być renaturyzacja terenów bagiennych ze szczególnym wskazaniem na torfowiska, bo – według danych Centrum Ochrony Mokradeł prof. Wiktora Kotowskiego – w Polsce torfowiska osuszone pod uprawę roli, hodowlę lasu i na potrzeby eksploatacji torfu emitują około 34 mln t dwutlenku węgla rocznie, co odpowiada 1/10 polskich emisji ze spalania paliw kopalnych.
Rozporządzenie przegłosowano 12 lipca niewielką liczbą głosów – 324 eurodeputowanych głosowało za wprowadzeniem rozporządzenia, a 312, w tym większość polskich posłów i posłanek, za odrzuceniem. Za rozporządzeniem opowiedzieli się polscy eurodeputowani należący do Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów (Nowa Lewica), Renew Europe (Polska 2050) i Europejskiej Partii Zielonych. Przeciwko nowemu prawu ramię w ramię głosowali Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (PiS, Suwerenna Polska i Partia Republikańska) oraz Europejska Partia Ludowa (PO, PSL). Wbrew linii Europejskiej Partii Ludowej, do której należy, a za wprowadzeniem rozporządzenia zagłosowała jedynie Janina Ochojska.
fot. freepik.com
oprac. /kp/