Od stycznia do września urodziło się w Polsce 192 tys. dzieci – to o ok. 18 tys. mniej niż przed rokiem. Szacuje się, że przeciętnie na każde 10 tys. ludności ubyło 39 osób. Rok wcześniej było to 32. Aby zapewnić stabilny rozwój demograficzny, w danym roku na każde 100 kobiet w wieku 15–49 lat powinno przypadać średnio co najmniej 210–215 urodzonych dzieci. Aktualnie jest to 115,8, podczas gdy w latach 90. było to 199.
– W Polsce dostrzegamy bardzo szybkie starzenie się demograficzne, czyli wzrasta nam odsetek osób starszych i spada odsetek osób w wieku produkcyjnym. To jest skutkiem tego, że mamy bardzo niską dzietność już od lat 90., a jednocześnie obecnie przechodzą nam na emeryturę osoby starsze, osoby, które urodziły się w okresie wyżu powojennego – komentuje Mateusz Łakomy, demograf, autor książki „Demografia jest przyszłością”. Wskazuje w niej na 10 głównych barier wzrostu dzietności w Polsce. – W pierwszym rzędzie trzeba zwrócić uwagę na rzecz nieoczywistą, czyli na różnicę w wykształceniu między kobietami a mężczyznami, a na poziomie szkoły średniej czy szkoły podstawowej – w wykształceniu dziewczynek i chłopców – podkreśla ekspert.
Jak wskazuje Mateusz Łakomy, wysoki odsetek singli w Polsce (40% wśród 20-39-latków) wynika m.in. z trudności w tworzeniu par o podobnym statusie społecznym. Znacząca przewaga kobiet z wyższym wykształceniem nad mężczyznami w grupie wiekowej 25-34 lata, będąca jedną z największych w Europie, utrudnia tworzenie trwałych związków i małżeństw, które są podstawą do posiadania dzieci. – Obecna sytuacja, kiedy około połowa młodych kobiet i tylko 30% mężczyzn ma wyższe wykształcenie, powoduje, że część z tych kobiet nie będzie nigdy w stanie znaleźć dla siebie odpowiedniego partnera, kandydata na męża, ojca swoich dzieci. I vice versa – mężczyźni, którzy mają wykształcenie średnie czy zawodowe, nie znajdą dla siebie matki swoich dzieci – tłumaczy demograf.
Brak stabilnego zatrudnienia, szczególnie wśród mężczyzn z niższym wykształceniem, dodatkowo obniża szanse na założenie rodziny. Aktualnie nawet połowa osób w wieku 20–24 lat pracuje na umowę na czas określony, a w grupie 25–29 lat jest ich prawie 30%. Odsetek Polaków zatrudnionych na czas określony należy do najwyższych w Europie, a odsetek umów na czas określony przechodzących w umowy na czas nieokreślony – do najniższych. – Umowa czasowa powoduje, że nie wiemy, kiedy ona się skończy, czy będzie przedłużona, czy dostaniemy inną pracę, czy przejdziemy na czas nieokreślony. Dziecko to zobowiązanie na lata i wiąże się z konkretnymi kosztami, więc kiedy nie mamy poczucia stabilności, odkładamy urodzenia, a często z nich rezygnujemy – wyjaśnia Mateusz Łakomy.
Kolejnym problemem jest niska dostępność pracy na część etatu. Wykonuje ją 10% matek dzieci w wieku 1–2 lat, co daje jedno z najniższych miejsc w Europie. – Aby zdecydować się na pierwsze dziecko, potrzebna jest praca na cały etat, m.in. dlatego że ona powoduje wyższe wynagrodzenie, a od tego wynagrodzenia liczony jest zasiłek macierzyński. Z kolei praca na część etatu sprzyja dzieciom drugim, trzecim, czwartym, bo umożliwia łączenie opieki z pracą zawodową, czyli bycia obecnym we wszystkich tych światach – wskazuje ekspert. Również poziom dochodów, a zwłaszcza ich przewidywalność, wpływają na decyzję o posiadaniu dzieci, choć niekoniecznie pierwszego. – W przypadku dziecka drugiego pewna wysokość dochodów zaczyna nabierać znaczenia, a w szczególności to zaczyna być istotne dla rodzin, które chciałyby się stać wielodzietnymi – zaznacza.
Wśród barier wzrostu dzietności w Polsce Mateusz Łakomy wymienia też problem z dostępnością mieszkań, ale również niedostatek głębokich relacji w rodzinach, nadmierne użytkowanie internetu i smartfona, sekularyzację oraz przyczyny medyczne – niepłodność, cesarskie cięcia bez wskazań medycznych i endometriozę. – Wyrównywanie poziomu edukacyjnego i wyników edukacyjnych przyniosłoby w perspektywie czasu większą dzietność, także zwiększenie liczby miejsc na studiach preferowanych przez mężczyzn. To także kwestie związane z rynkiem pracy, upowszechnienie umów na czas nieokreślony, żeby jak najwięcej młodych dorosłych miało poczucie stabilności zatrudnienia. Do tego wymagany jest dialog, pewne zrozumienie strony społecznej, strony biznesowej, administracji publicznej. W krajach Europy Zachodniej to działa i tam są rozwiązania, którymi można się zainspirować – podsumowuje ekspert.
fot. freepik.com
oprac. /kp/