• +48 502 21 31 22

Mobilizacja w Ukrainie. Jakie zmiany czekają lokalny rynek pracy?

Jeśli Ukraińcy wyjadą z Polski, pracodawcy będą zmuszeni zwiększać wynagrodzenia, żeby pozyskiwać nowych pracowników.

Mobilizacja w Ukrainie. Jakie zmiany czekają lokalny rynek pracy?

Zgodnie z ukraińską ustawą mobilizacyjną do 17 lipca obywatele Ukrainy mają czas na zaktualizowanie swoich danych. Dotyczy to osób zarejestrowanych do służby wojskowej, w tym mężczyzn w wieku 18-60 lat. Jeśli przebywający za granicą nie dokona formalności, będzie mieć ograniczony dostęp do usług konsularnych. Pojawiają się głosy, że będzie to miało wpływ na rynek pracy w Polsce.

Jak komentuje prof. Elżbieta Mączyńska, prezes honorowa Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, przypomina to dyskusję z okresu tuż po napaści Rosji na Ukrainę i wielkiej fali ukraińskich uchodźców wojennych szukających schronienia w Polsce. – Wówczas w mediach nie brakowało alarmistycznych opinii, że napływ Ukraińców na polski rynek pracy sprawi, iż zabraknie pracy dla Polaków, a w dodatku ciągnąć to będzie płace w dół. Ten scenariusz absolutnie się nie spełnił, wręcz stało się odwrotnie. Zwiększyło się zatrudnienie i przybyło ofert pracy. Rosły także wynagrodzenia nominalne. Choć przejściowo duża inflacja negatywnie rzutowała na realny ich poziom, to wysoka dynamika wynagrodzeń wciąż się utrzymuje i obecnie dotyczy zarówno wynagrodzeń nominalnych, jak i realnych – wskazuje ekspertka.

– Nie sądzę, żeby nasze władze dokonywały jakiegoś tzw. polowania na Ukraińców. Bardziej liczymy się z tym, że może ich wyjechać więcej z Polski. Ale przedsiębiorcy nie mają specjalnie powodów do tego, aby się obawiać. Oczywiście pomijam sprawę, czy taka ustawa jest potrzebna z punktu widzenia wojny, czy nie. Skupiamy się tylko na kwestiach dotyczących naszej gospodarki – analizuje prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny firmy PwC.

Czy w przypadku masowych wyjazdów Ukraińców z Polski będą oni mogli być szybko zastąpieni przez inne narodowości? – Gdyby z jakichś powodów nastąpił znaczący odpływ Ukraińców z Polski, to nasze firmy prawdopodobnie odczułyby to, np. w budownictwie. Chociaż nie wykluczam, że często możemy mieć tam do czynienia z pracą w szarej strefie, więc zmiana oficjalnego statusu zatrudnienia nie byłaby aż tak odczuwalna. Gdybyśmy musieli zastąpić ich pracownikami z innych państw, to technicznie jest to realne. Moglibyśmy przyciągać więcej imigrantów z bardziej odległych krajów, choć nie doszłoby do tak masowego dopływu legalnych pracowników, jak w przypadku Ukraińców. Polska jest już jednak na tyle atrakcyjnym miejscem, że w różnych krajach znaleźlibyśmy osoby chętne do pracy u nas – wyjaśnia prof. Orłowski. Prof. Mączyńska z kolei zwraca uwagę, że proces ten wymaga dobrze przemyślanych regulacji i współpracy państwa z organizacjami pracodawców. – Istotne jest zwłaszcza to, żeby nie dochodziło do sytuacji, gdy osoby otrzymujące wizę upoważniającą do przyjazdu i zatrudnienia w naszym kraju po przyjeździe nie zgłaszają się do pracy. Przemieszczają się do innych krajów, przede wszystkim strefy Schengen. Dlatego też konieczne są przeciwdziałające tego typu potencjalnym nadużyciom, systemowe rozwiązania, regulacje dotyczące imigrantów i ich zatrudniania – podkreśla.

Pojawiają się też obawy o wzrost kosztów pracy. Jak podkreśla prof. Elżbieta Mączyńska, rzeczywiście imigranci dość często są tańszymi pracownikami niż Polacy, poza tym często decydują się na pracę poniżej ich kwalifikacji i obejmują stanowiska, którymi nie są zainteresowani Polacy. Jeśli więc wyjadą z Polski, to pracodawcy będą zmuszeni zwiększać wynagrodzenia, żeby pozyskiwać nowych pracowników. – Cały czas mamy do czynienia ze wzrostem kosztów pracy, na co wpływ mają różne czynniki. Niewątpliwie gwałtowny odpływ Ukraińców z naszego rynku pracy skutkowałoby podniesieniem cen wielu usług. Jednak nie wyobrażam sobie, żeby z dnia na dzień nastąpiły masowe wyjazdy do Ukrainy czy też do innych państw – podsumowuje prof. Witold Orłowski.

fot. freepik.com
oprac. /kp/

Podobne artykuły

Wyszukiwarka