Jeszcze ponad rok temu inflacja w Polsce wynosiła 18,4%, teraz ceny rosną w tempie poniżej 2% w porównaniu rok do roku. Zdaniem ekonomistów jednak w najbliższym czasie inflacja znów znajdzie się powyżej celu inflacyjnego wyznaczonego na 2,5%. Co będzie przyczyną?
Jak wskazuje Ignacy Morawski, główny ekonomista "Pulsu Biznesu", bardzo trudno jest przewidzieć, co wydarzy się w ciągu najbliższego roku. – Żyjemy w świecie wyjątkowo zmiennym i mało przewidywalnym. Generalnie wydaje się, że inflacja utrzyma się na wyraźnie niższym poziomie niż w latach 2021–2023, kilkuprocentowym, natomiast jednocześnie wiele wskazuje na to, że średnio rzecz biorąc, w ciągu najbliższego roku inflacja będzie trochę wyższa niż cel inflacyjny banku centralnego. Czy to będzie średnio 3%, czy 5%, bardzo trudno jest w tym momencie powiedzieć, bo to w dużej mierze zależy od tego, co stanie się z surowcami, kursem złotego i w jaki sposób ceny zareagują na bardzo szybki wzrost wynagrodzeń w gospodarce – tłumaczy ekspert.
Jednym z powodów przyspieszenia inflacji będzie efekt bazy – szczyt inflacji przypadł na luty 2023 r., a w kolejnych miesiącach tempo wzrostu cen szybko spadało. Druga przyczyna to przywrócenie od kwietnia 5% VAT-u na żywność. Ignacy Morawski wyjaśnia, że sprzedawcy w 80% przerzucają podwyżki podatku VAT na konsumentów, więc jeżeli podatek wzrósł o 5%, to ceny towarów prawdopodobnie wzrosną o 4%. – Jeżeli ceny żywności wzrosną o około 4%, może niecałe 4%, to wydaje mi się, że z tego tytułu stopa inflacji w najbliższym roku będzie o niecały punkt procentowy wyższa, niż by była, gdyby tego VAT-u nie przywrócono – analizuje ekonomista.
Większy wpływ na kształtowanie się inflacji jest kierunek, w jakim podążą ceny surowców, które w przypadku Polski zawsze mają większy wpływ na inflację, niż ma to miejsce w krajach rozwiniętych. Powodem jest to, że Polska ma dość wysoki udział żywności w zakupach konsumentów – zgodnie z ostatnio opublikowanym w marcu nowym koszykiem inflacyjnym GUS-u udział żywności wynosi 27,63% i wzrósł wobec 2023 r. Jednocześnie polska gospodarka jest energochłonna, więc duże wahania cen surowców rolnych czy energetycznych wpływają zarówno bezpośrednio na ceny sprzedawanych towarów, jak i na koszty produkcji.
Według Ignacego Morawskiego największą niewiadomą w tym roku jest jednak to, jak na ceny przełoży się szybki wzrost przeciętnego wynagrodzenia. W lutym inflacja wyniosła 2,8%, a przeciętna płaca w firmach zatrudniających co najmniej 10 osób była wyższa niż rok wcześniej o 12,9%. Według ekonomisty w przyszłości odczyty te muszą zacząć się wyrównywać, pytanie tylko, do jakiego poziomu będą dążyć. – Są tylko dwie możliwości: albo wzrost wynagrodzeń się zmniejszy do jednocyfrowego poziomu, albo inflacja się zwiększy, bo trudno w długim okresie łączyć ponad 10% wzrost wynagrodzeń i bardzo niską inflację. Moim zdaniem wzrost wynagrodzeń się obniży pod koniec roku do jednocyfrowego poziomu, może nawet szybciej, czyli to bardziej wynagrodzenia zaczną się zbliżać w stronę inflacji niż odwrotnie – ocenia ekonomista. – Ale jest to zagadka, bo wzrost płac może się przekładać na inflację z dwóch stron, z jednej strony to jest wzrost kosztów przedsiębiorstw, a z drugiej strony to jest wzrost popytu. W tym momencie jeszcze przełożenie płac na inflację blokują wysokie stopy procentowe. Gospodarstwa domowe oszczędzają dużą część dodatkowych dochodów, jakie uzyskują z podwyżek wynagrodzeń. Więc wydaje mi się, że na razie to przełożenie wysokiego wzrostu płac na inflację będzie nikłe, ale zobaczymy, co się wydarzy w drugiej połowie roku – podsumowuje Ignacy Morawski.
fot. freepik.com
oprac. /kp/