Ministerstwa Klimatu i Środowiska planuje przedstawić projekt zmiany tzw. ustawy odległościowej. Według resortu jest zgoda dotycząca 500 m jako minimalnej odległości turbin wiatrowych od zabudowań. Na początku minionego roku ówczesny rząd skierował do Sejmu projekt zmiany ustawy utrzymujący tzw. regułę 10H przy wyznaczaniu minimalnej odległości turbin wiatrowych od zabudowań, ale dopuszczający jej zmniejszenie do 500 m pod pewnymi warunkami. W trakcie prac w sejmowej komisji energii 500 m zmieniono poprawką na 700 m i w takiej formie ustawa weszła w życie.
Wiceminister klimatu i środowiska Miłosz Motyka poinformował, że należy jeszcze przedyskutować odległość minimalną od form ochrony przyrody jak parki narodowe, rezerwaty i obszary Natura 2000. – Są głosy ze strony społecznej, żeby ta odległość była większa. Jest jeszcze tzw. dyrektywa ptasia, którą też weźmiemy pod uwagę – wyjaśnił. Dodał, że po konsultacjach i ustaleniu ostatecznej formy projektu resort będzie mógł zagwarantować, że "nikt już nie będzie zgłaszał poprawek wywracających go do góry nogami" i jeżeli zostanie wysłany przez Radę Ministrów do Sejmu, to będzie uchwalony w formie bez żadnych poselskich "wrzutek". – Oczywiście jeśli na końcowym etapie procesu legislacyjnego będą racjonalne wnioski, to będziemy je brać pod uwagę – zastrzegł.
Przygotowywany w ministerstwie projekt miałby zawierać także zmiany przepisów dotyczące permittingu, czyli całej procedury administracyjnej związanej z przygotowaniem inwestycji w energetyce wiatrowej. Zdaniem Miłosza Motyki permitting dziś trwa za długo. – Zgadzamy się z głosami branży, że te procedury są zbyt rozległe i zaburzają procesy inwestycyjne. Wielu przedsiębiorców wprost apeluje o to, żeby je skrócić, i nie wykluczamy zawarcia takich rozwiązań w ustawie – wskazał wiceminister. Zdaniem Janusza Głowackiego, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, przyspieszenie permittingu to – poza zmianą odległości minimalnej na 500 m – drugi kluczowy postulat branży wiatrowej. – Dziś cały proces związany z realizacją nowych inwestycji, od pierwszych formalności po postawianie wiatraka to osiem, czasem 10 lat. Uzyskanie pozwoleń zajmuje 2-3 lata, kolejne lata zajmuje proces budowlany, później uzyskanie koncesji. Bez uproszczenia procedur nie będzie szybko nowych farm wiatrowych. Konieczne jest skrócenie czasu planowania przestrzennego, wydawania decyzji środowiskowych i pozwoleń na budowę dla lądowych farm wiatrowych. Takie decyzje uwolnią potencjał energetyki wiatrowej na lądzie już w ciągu 2-3 lat – podkreśla prezes PSEW.
W planach legislacyjnych ministerstwa są również zmiany dla prosumentów, m.in. system zachęt dla magazynów energii. – Trwają robocze rozmowy z PSE i DSO, aby rozwiązać też problem liczby odmów przyłączenia do sieci. Tych odmów jest zbyt dużo. Jedną z metod ograniczenia ich liczby jest duży program dofinansowania prosumenckich magazynów energii – wskazał Miłosz Motyka. Jak dodał, w obszarze rozliczeń prosumentów ze względu na regulacje europejskie nie można wrócić do systemu net-meteringu, ale ministerstwo analizuje możliwości korzystniejszego rozliczania się niż w dzisiejszym systemie net-billingu.
fot. freepik.com
oprac. /kp/