Prawo do głosowania ma ponad 29 mln Polaków. Ci aktywni zawodowo stanowią niemal 59% elektoratu. To spora grupa, której głos w wyborach może zdecydować o być lub nie być niejednej partii. Ugrupowania startujące do Sejmu i Senatu prześcigają się w propozycjach nie tylko dla pracowników, ale i pracodawców – w Polsce prowadzonych jest 4,3 mln działalności gospodarczych oraz ok. 602 tys. spółek. Partie obiecują m.in. wzrost wynagrodzeń, wsparcie kobiet wracających na rynek pracy, obniżenie kosztów zatrudniania czy dofinansowanie do stanowisk zdalnych. Pomijana jest jednak kwestia braków kadrowych i polityki migracyjnej w kontekście tworzenia międzynarodowego rynku pracy w Polsce.
– Programy wyborcze i deklaracje brzmią pięknie, ale ich spełnienie w obecnej sytuacji nie będzie możliwe. Zmniejszenie liczby godzin pracy w większości firm nie wchodzi w grę, bo przedsiębiorcy, którzy ciepią na braki kadrowe i tak mają już problemy np. z terminową realizacją zamówień czy rozwojem biznesu, który hamuje właśnie brak pracowników. Jeśli dodatkowo obecny zespół miałby pracować mniej, dla wielu firm oznaczałoby to ograniczenie działalności – wskazuje Cezary Maciołek, prezes Grupy Progres. – Oczywiście w organizacji i zwiększeniu efektywności pracy mogłaby pomóc technologia – o której mówi część partii. Niestety nie każdą firmę stać na nowoczesne rozwiązania. Co więcej, jej wdrożenie w firmie i przygotowanie kadry do pracy cyfrowej i zautomatyzowanej to proces czasochłonny i nie zadzieje się z dnia na dzień. Niemniej tego typu postulaty z pewnością mogą trafić do aktywnych zawodowo wyborców. Wielu pracowników chciałby przecież mieć do dyspozycji nowoczesne narzędzia i pracować mniej niż 40 godzin, bo obecnie – według danych Eurostatu – należymy do pracusiów poświęcających na obowiązki zawodowe 41,3 godz. tygodniowo – zaznacza ekspert. Dodaje, że inny z postulatów – dotacje i preferencje podatkowe dla firm, które inwestują w małych miastach i na wsiach oddalonych od wielkich aglomeracji – to dobry kierunek. Z badania Grupy Progres wynika jednak, że kandydaci do pracy nie są skłonni do relokacji, a aż 80%. pracowników szukając nowego etatu zwraca uwagę na lokalizację firmy i nie chce tracić czasu na dojazdy w oddalone miejsca.
Partia, która przekona do swoich racji Polaków pracujących w budżetówce, na umowach śmieciowych czy tych mających problem z pracodawcą nie płacącym pensji na czas, ma szansę na sporą pulę głosów. Kwestie związane z pensją są bowiem najczęstszym tematem skarg od pracowników do PIP. Tylko w 2021 r. roku inspektorzy pracy wyegzekwowali wynagrodzenia i inne świadczenia w wysokości 63,8 mln zł dla 21,3 tys. osób, a w 2022 r. było to 78 mln zł. dla 52 tys. zatrudnionych. Podwyżki pensji dla budżetówki to głosy kolejnych milionów wyborców – w sektorze administracji publicznej, obronie narodowej, edukacji i służbie zdrowia pracuje bowiem ok. 3,65 mln. Polaków. Umowy śmieciowe są tematem dotyczącym kolejnego miliona mieszkańców. Jednak problemem nie jest zawieranie takich umów, a ich niewłaściwe stosowanie.
Ugrupowania nie zapominają też o ludziach młodych. Politycy oferują np. dofinansowanie do stanowiska pracy zdalnej, które ma zachęcać do zatrudniania i aktywizacji osób młodych, m.in. z mniejszych miejscowości i wsi czy zakaz bezpłatnych staży i wprowadzenie w tej formie aktywności minimalnej stawki godzinowej. Pomyślano też o zdrowiu pracowników. Tylko w 2022 r. zarejestrowano w Polsce 27 mln zaświadczeń lekarskich o czasowej niezdolności do pracy na łączną liczbę 288,8 mln dni. Kandydujący proponują, żeby zasiłek chorobowy od pierwszego dnia nieobecności pracownika był płacony przez ZUS, czy 100% płatnego L4. Z propozycji wyborczych mogą nie być zadowoleni pracownicy handlu, a jest ich nawet 2 mln. Ci mający etat w handlu detalicznym stanowią jedną z najliczniejszych grup zawodowych w kraju. To oni, jeśli wróciliby do pracy w niedzielę – a takie pomysły też się pojawiają – to mieliby zapewnione dwa wolne weekendy w miesiącu i podwójne lub wyższe wynagrodzenie za pracę w dni wolne. Nie wszyscy chcą jednak stanąć za kasą czy wykładać towar w niedzielę.
– Ok. 17 mln Polaków aktywnych zawodowo oraz pół miliona bezrobotnych ma w czym wybierać, jeśli chodzi o obietnice chętnych do rządzenia. To już ostatni dzwonek na analizę programów wyborczych i podjęcie ostatecznej decyzji. Partie mają się o kogo bić. Szkoda, że w ferworze walki zapomniano o obcokrajowcach, których rynek pracy potrzebuje. Brakuje propozycji dotyczących polityki migracyjnej, procedur dotyczących legalizacji pobytu i zatrudnienia czy walki z szarą strefą, a to problem, którego nie można zamieść pod dywan. Szczególnie, że ta kwestia dotyczy wielu firm, które zatrudniają lub chcą zatrudniać obcokrajowców – także tych z odległych kierunków. Z naszego badania wynika, że taki zamiar ma obecnie 56% przedsiębiorstw, które mogą czuć się rozczarowane, że nikt z polityków nie pomyślał w jaki sposób usprawnić ten proces – podsumowuje Cezary Maciołek.
fot. freepik.com
oprac. /kp/