Od 1 stycznia 2024 r. przedsiębiorcy będą mogli płacić gotówką do kwoty 8 tys. zł, a klienci – do 20 tys. zł. W opinii przedsiębiorców zrzeszonych w Północnej Izbie Gospodarczej limit ten jest zbyt niski, szczególnie w relacjach przedsiębiorca – przedsiębiorca. Sytuacja może być kłopotliwa dla sektora MŚP, a szczególnie dla handlu.
– Pęd do ograniczenia transakcji gotówkowych oraz aktualizacja limitów transakcji to dla nas niezrozumiały temat. Przedsiębiorcy rozumieją, że nowoczesność wymaga od nich tego, by posługiwać się bankowością elektroniczną oraz prowadzić rozliczenia z klientami raczej poprzez przelewy niż gotówkę wyciąganą z portfela. Ustawodawca zapomniał jednak, że główna struktura biznesu w Polsce opiera się na sektorze MŚP. A ci najmniejsi przedsiębiorcy widzą, że zaplanowane od 2024 r. limity płatności spowodują, że system płatności będzie dla nich bardziej skomplikowany, a czas transakcji ulegnie wydłużeniu – tłumaczy Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. – Upór rządzących, by ograniczyć transakcje bezgotówkowe, będzie mieć konsekwencje dla przedsiębiorców na kilku poziomach. Te podstawowe to przede wszystkim wzrost kosztów prowadzenia działalności, skomplikowanie rozliczeń czy możliwość opóźnień w płatnościach. Gdy dochodzi do transakcji gotówkowej, przedsiębiorca otrzymuje środki od razu, gdy dochodzi do przelewów sytuacja się komplikuje, a wiele faktur jest opłacanych długo po czasie – dodaje.
Dr Piotr Wolny, ekonomista, dyrektor biura Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie, dodaje, że wprowadzanie surowszych limitów dla płatności gotówkowych to ruch, który zdecydowanie zmniejsza swobodę prowadzenia działalności i dysponowania własnymi środkami. – Obrót gotówkowy daje poczucie bezpieczeństwa transakcji. Ponadto, jak wskazują dane statystyczne, około 19% dorosłych Polaków nie posiada konta w banku. Wprowadzanie zatem kolejnych limitów stwarza obszar wykluczenia społecznego dla sporej grupy ludzi. Dla przedsiębiorców to sytuacja zupełnie niezrozumiała – podkreśla.
Wobec zmian krytyczni są też przedsiębiorcy zajmujący się rozliczeniami finansowymi i współpracą z przedsiębiorcami w zakresie doradztwa finansowego i windykacji. – To jeszcze większe ograniczanie swobody rozliczeń, nadzoru czy wręcz inwigilacji biznesu. Fiskus i aparat państwa zapewnił już sobie wcześniej swobodny dostęp do danych na rachunkach bankowych przedsiębiorców, zatem obliczając limity, w istocie zmusza wszystkich do ujawniania rozliczeń, nie zawsze tam, gdzie to jest potrzebne – komentuje Michał Wojtas, członek prezydium Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. – Jeśli taka jest specyfika biznesu – sprzedaż detaliczna na targowiskach, w gastronomii – to niskie limity płatności gotówkowych oznaczają konieczność przechowywania gotówki lub jej wpłaty do banku – w obu przypadkach to albo ryzyka, albo koszty. To też kwestia towaru lub usługi, którego wartość przekracza limit gotówkowy dla klientów, np. zakup samochodu z komisu – wydłuży to czas transakcji, bo komis będzie musiał poczekać na zaksięgowanie przelewu lub zapłaci prowizję od transakcji przez terminal, co z kolei zwiększy koszty transakcyjne. Zatem koszty poniosą przedsiębiorcy realizujący sprzedaż czy usługi poza lokalem będą musiały zapewnić płatności bezgotówkowe. Mieć terminal lub aplikację – wskazuje.
Windykatorzy obawiają się za to, że nowe limity wykorzystają nieuczciwi przedsiębiorcy i klienci. – Według statystyk prawie 50% przedsiębiorców odczuwa niepokój związany z terminowością opłaty faktur przez swoich klientów. 72% ma regularny problem z otrzymaniem zapłaty, a średni czas opłacania faktur wynosi 13,2 dnia. Nie ma nic dziwnego w tym, że przedsiębiorcy, szczególnie Ci mniejsi, wybierają gotówkę, a nie transakcje online. Gotówka to dla nich pewność zapłaty. Nowe limity będą to poczucie bezpieczeństwa znów wystawiać na próbę – wyjaśnia windykator Małgorzata Marczulewska.
fot. freepik.com
oprac. /kp/