Mobilizacja ogłoszona przez prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego oznacza, że niektóre polskie firmy muszą liczyć się z wyjazdem pracowników. Z oficjalnych rejestrów ZUS wynika, że obecnie pracuje tutaj prawie milion Ukraińców, a licząc razem z zatrudnionymi w szarej strefie, może być ich nawet dwa razy więcej. W większości to mężczyźni.
– Aktualna mobilizacja dotyczy około 300 tys. rezerwistów, którzy przewinęli się przez szeregi ukraińskiej armii od 2014 r., gdy rozpoczął się konflikt zbrojny wywołany przez Rosję. Chodzi więc tylko o tych, którzy mają doświadczenie z bronią i służbą w armii – mówi Jurij Kariagin, przewodniczący Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ukraińskich.
Od momentu eskalacji konfliktu przez Rosję rezerwiści byli już kilka tygodni zatrzymywani na granicy przez ukraińskie służby. Wcześniej nie było takich ograniczeń i spora grupa rezerwistów jest obecnie zatrudniona w Polsce. Będą teraz musieli zdecydować, czy stawić się na wezwanie ukraińskiej armii. Jeśli tego nie zrobią, zostaną uznani za dezerterów, którym grozi do 12 lat więzienia. Wraz z rozwojem działań zbrojnych może się również okazać, że ukraińskie władze zarządzą powszechny pobór do wojska.
W piątek ponad połowa ukraińskich pracowników nie przyszła do pracy na poranną zmianę przy budowie drugiej linii warszawskiego metra. Część z nich miała udać się na granicę, by pomóc swoim rodzinom w ucieczce z dotkniętych wojną terenów, a część pojechała walczyć. Dochodzi też do konfliktów pomiędzy Ukraińcami a Białorusinami. Ci pierwsi nie chcą pracować z kolegami z Białorusi, uważając ich za współwinnych obecnej sytuacji w Ukrainie.
fot. freepik.com
oprac. /kp/