Latem minionego roku ponad czterdzieści firm z kraju morawsko-śląskiego zapłaciło za testowanie pracowników transgranicznych na obecność koronawirusa w sumie ok. 14,7 mln koron. Teraz firmy te przy wsparciu Regionalnej Izby Gospodarczej toczą spór z Ministerstwem Zdrowia o zwrot kosztów badań, o którym w lipcu mówił były już minister zdrowia Roman Prymula.
Fundusze ubezpieczeń zdrowotnych odmówiły zapłaty za badania. Spór z państwem zakutkował wezwaniem przedsądowym przeciwko nim wniesionym przez niektóre firmy i skierowaniem do Ministerstwa Przemysłu i Handlu wniosku o pomoc w negocjacjach.
- W piśmie ówczesnego ministra zdrowia stwierdzono, że badania będą opłacane z ubezpieczenia zdrowotnego. Firmy brały więc faktury za ubezpieczenie, wysyłały je do funduszy. Te odmówiły jednak zwrotu kosztów - opisuje René Kolek, wiceprezes zarządu Regionalnej Izby Gospodarczej Kraju Morawsko-Śląskiego. - Pracownicy transgraniczni są potrzebni firmom do utrzymania produkcji. Decyzje podejmowano wtedy w pośpiechu, nie stworzono jasnych zasad. Paradoks polega na tym, że gdyby pracownicy firmy poprosili swoich lekarzy o wykonanie badań, prawdopodobnie firmy ubezpieczeniowe za nie zapłaciłyby. Dlatego chcemy mieć możliwość płacenia za testy dla dojeżdżających do pracy - tłumaczy.
Ministerstwo Zdrowia broni jednak ubezpieczycieli. Według niego badania nie podlegają zwrotowi kosztów na mocy prawa. - Publiczne fundusze ubezpieczeń zdrowotnych mogą być wykorzystywane do pokrycia kosztów utrzymania lub poprawy stanu zdrowia osoby ubezpieczonej lub do szerokiej ochrony ludności przed epidemią. Nie można ich jednak wykorzystać do opłacenia świadczeń zdrowotnych, które służą interesom gospodarczym firmy. Konieczne jest w tym celu skorzystanie z innych środków wsparcia - wyjaśnia rzecznik Ministerstwa Zdrowia Barbora Peterová. - Koszty badań mogą zostać zwrócone tylko wtedy, gdy na przykład zostaną zlecone przez regionalną stację higieny - dodaje.
To nie miało miejsca w tym przypadku. - Nikt nam nie wyjaśnił, dlaczego pracownik z Polski, pochodzący z oddalonej o trzy kilometry polskiej wioski, miałby mieć obowiązek przedstawienia negatywnego wyniku testu, skoro czeski robotnik dojeżdżający z miasta oddalonego o 20 km nie miał, gdy w Polsce sytuacja epidemiologiczna była lepsza niż w niektórych powiatach naszego kraju - wyjaśnia powody, dla których firmy żądają zwrotu za badania, Petr Mitura, Dyrektor Wykonawczy Grupy BR.
Dodaje, że Wojewódzka Stacja Epidemiologiczna w Ostrawie w zasadzie nakazała w tym czasie badanie pracowników zagranicznych. - W tak trudnym czasie państwo i jego instytucje muszą dokładnie rozważyć wszelkie środki ograniczające, ocenić ich skutki i dopiero wtedy je podjąć. Tak się nie stało - ocenia.
Jedną z firm, którym fundusze ubezpieczeń zdrowotnych zwróciły koszty badań, była OKD. - Firmy ubezpieczeniowe zapłaciły nam za testy w maju, po czym wydobycie zostało przerwane na kilka tygodni. Za dalsze testy płacimy już sami - poinformowała rzeczniczka OKD Naďa Chattová.
Zdaniem René Kolka obecnie ważne jest, aby firmy nie nadużywały niepotrzebnie testów pracowniczych. - Jesteśmy zainteresowani głównie stworzeniem metody rekompensat w takich przypadkach. Dlatego zwróciliśmy się do Ministerstwa Przemysłu i Handlu z prośbą o stworzenie programu lub dotacji, z którego te testy będą mogły być opłacone - dodaje Kolek.
fot. freepik.com
oprac. /kp/