Ze statystyk wynika bowiem, że w listopadzie tego roku wynagrodzenie wzrosło o 7,7 proc. w skali roku i wynosi już 4966,61 zł. Wynik pozytywnie zaskoczył grono ekspertów, w tym ekonomistów, którzy nie spodziewali się aż tak optymistycznych liczb. W górę poszybował także odsetek zatrudnionych, ich liczba wzrosła o 3 proc. 

Co oznaczają te dane? Zdaniem specjalistów z jednej strony pozwalają z nadzieją patrzeć w przyszłość i oczekiwać jeszcze większej poprawy na rynku pracy, z drugiej jednak mogą zaburzać obraz rynku. Ekonomiści zwracają uwagę na to, że wzrost płacy może być skutkiem przesuwania wypłat w związku z planowanym wprowadzeniem daniny solidarnościowej dla najbogatszych. Dodają też, że statystyki prezentowane w comiesięcznych zestawieniach przez GUS nie są jednak do końca miarodajne. Przedstawiają bowiem wyłącznie średnią płacę w firmach, które zatrudniają więcej niż 9 osób, nie są więc brane pod uwagę mikroprzedsiębiorstwa, a także podmioty z sektora publicznego, czyli wszelkie placówki oświatowe, samorządowe, urzędy itp. Szacuje się, że GUS zbiera informacje zaledwie 40 proc. polskich pracowników. 

Niepokoić może to, że w ujęciu rocznym listopad był miesiącem stagnacji jeśli chodzi o wzrost zatrudnienia. Wspomniane 3 proc. to oczywiście nie najgorszy wynik, ale nie zmienia to faktu, że oznacza zmniejszenie dynaminiki zatrudnienia w naszym kraju. Eksperci jako przyczynę takiego stanu rzeczy wymieniają między innymi to, że pracodawcom coraz trudniej jest znaleźć odpowiednich pracowników. 

Mimo pozytywnego obrazu rynek pracy trapi wiele różnych chorób. Jedną z nich są braki kadrowe w wielu branżach, rosnące koszty pracodawców oraz odpływ pracowników, w tym Ukraińców na Zachód.